Marcel Duchamp wygłosił w 1957 roku słynny ośmiominutowy odczyt zatytułowany Akt kreacji. Wspomniał w nim m. in. o współczynniku sztuki, który rozumiał jako „arytmetyczną relację pomiędzy tym, co w dziele sztuki niewyrażone, lecz zamierzone, a tym co wyrażone, a nie zamierzone”. Interesowała go różnica pomiędzy tym, co chce powiedzieć artysta poprzez swoje dzieło, ale gdzieś się to gubi, a tym, co dzieło „samo z siebie” komunikuje, bez intencji artysty. Współczynnik sztuki można zrozumieć także nieco inaczej (i tak używany jest w opisach praktyk prezentowanych na wystawie Robiąc użytek): załóżmy, że nie ma odrębnego zbioru rzeczy i zjawisk, które można nazwać dziełami sztuki (A) oraz tych, które sztuką nie są (B). Istnieje za to pewna „substancja”, której natężenie rośnie albo maleje w przypadku różnych obiektów czy działań. Współczynnik sztuki przenika wszystkie ludzkie aktywności i ich materialne oraz niematerialne rezultaty. Uznanie czegoś za obiekt artystyczny wcale nie oznacza, że faktycznie charakteryzuje się on wysokim współczynnikiem sztuki. Jest też na odwrót, zdarzają się też sytuacje, w których obiekty czy praktyki nie zdefiniowane jako dzieła artystyczne mają wysoki współczynnik sztuki. Takie radykalne przeprogramowanie gmachów pojęciowych generuje wiele pytań: jak ocenić poziom współczynnika sztuki w instalacji, która jest „łapaczem mgły” i dostarcza wody mieszkańcom pustyni w Chile? Ile jest sztuki we współpracy tureckiego pszczelarza z rojem pszczół przy produkcji psychoaktywnego miodu? Przede wszystkim nurtujące jest pytanie: czy w salach muzealnych jest więcej sztuki niż poza nimi?
ROBIĄC UŻYTEK. ŻYCIE W CZASACH POSTARTYSTYCZNYCH
SKŁADA SIĘ
Z WYSTAWY
ORAZ
PROGRAMU PUBLICZNEGO,
W KTÓRYCH BIERZE UDZIAŁ PONAD STU
UCZESTNIKÓW